Jadon Sancho to z dużą dozą prawdopodobieństwa najgorętszy „kąsek” nadchodzącego okna transferowego. Bukmacherzy zakładają się nie w kontekście tego, czy Anglik opuści Dortmund, ale gdzie wyląduje. Pytanie brzmi, czy zmiana klubu to dobry pomysł?
Archetyp dawnego, twardego angielskiego gracza to już przeżytek. Szkolenie na Wyspach w ciągu ostatnich kilkunastu lat zmieniło się całkowicie, czego najlepszym dowodem zawodnicy pokroju Sterlinga, Alexandra-Arnolda czy Dele Alliego. To gracze przebojowi, szybcy, uzdolnieni technicznie, łączący wszystkie pożądane na swej pozycji cechy. Do tego opisu jak ulał pasuje bohater tego tekstu. Sancho to, obok Mbappe, największy talent młodego pokolenia i jeden z kandydatów do zdominowania piłki nożnej w najbliższych latach. Za Anglikiem nie przemawia tylko tak zwany „test oka”. W tym sezonie we wszystkich rozgrywkach zanotował aż 17 bramek i 19 asyst w 36 meczach. Nietrudno więc wyliczyć, że, uśredniając, gwarantuje udział przy jednym golu na spotkanie.
Sancho uznaje się za jeden z największych wyrzutów sumienia w karierze trenerskiej Guardioli, jako że za łatwo pozwolił mu odejść. Ten dostał szansę w Borussii i wykorzystuje ją w pełni; stał się, pomimo pewnych problemów dyscyplinarnych, ulubieńcem kibiców, artystą, dla którego chce się odwiedzać stadion. Trzy sezony poza Wyspami wystarczyły, by angielskie zespoły zaczęły marzyć o sprowadzeniu do siebie największej perełki rodzimej piłki. Jeszcze w styczniu najwięcej mówiono o przejściu do Chelsea. Ten temat prawdopodobnie wygasł, jako że „The Blues” zdecydowali się na tańszą opcję i zapewnili sobie podpis Ziyecha. Teraz faworytami do zdobycia podpisu Sancho na umowie są ponoć włodarze Liverpoolu i Manchesteru United. Za klubem z Anfield przemawia postać Kloppa, który do dziś ma świetne relacje z BVB. Czerwone Diabły kuszą za to przekazaniem Anglikowi legendarnej koszulki z numerem 7, wysoką tygodniówką i obietnicą budowania wokół niego zespołu.
Tylko w Dortmundzie, chce się odpowiedzieć. Emre Can w niedawnym wywiadzie orzekł, że transfer z BVB do Manchesteru United nie jest żadnym awansem sportowym i trudno się z tym nie zgodzić, skoro klub z Old Trafford od lat lawiruje pomiędzy Ligą Europy a Ligą Mistrzów. Na niekorzyść Czerwonych Diabłów przemawia też postać trenera, a także fakt, że od odejścia Fergusona kadra zespołu budowana jest chaotycznie, by wspomnieć tylko przygody Depaya i Di Marii. Nie bez powodu nie zagrzali tam miejsca. Transfer do Liverpoolu miałby za to sens tylko wtedy, gdyby z Anfield pożegnał się Mane, co wydaje się nieprawdopodobne. A ponadto – kto w związku z kryzysem ekonomicznym będzie w stanie wysupłać ponad 100 milionów na Anglika? Wbrew zakładom bukmacherów uważam, że przyszły sezon powinien Sancho spędzić na Signal Iduna Park. Wątpię jednak, czy moje zdanie będzie miało siłę przebicia przy tygodniówkach proponowanych przez kluby Premier League.